Siedzę tak sobie przy tytułowej kawie i koniaku (ale dobrobyt) i zastanawia mnie jedno - dlaczego my jako naród jesteśmy tak łatwowierni i nie umiemy wyciągać wniosków z wcześniejszych sytuacji. Myślę o wyborach. W tym miejscu chcę dodać, że nie należę do żadnej partii ani nie jestem żadnej z nich zwolennikiem. Wszystko co tutaj piszę są to moje, zwykłego "zjadacza chleba" przemyślenia i obserwacje i zarzucanie mnie jakiejkolwiek stronniczości jest bezpodstawne. Wszelkie obraźliwe czy niepochlebne komentarze pod tym postem (jak i zresztą pod innymi) są mi zupełnie obojętne gdyż jako prawdziwy Polak wiem wszystko najlepiej i zdanie innych dla mnie się nie liczy ;). To tak gwoli sprostowania. A teraz myślę sobie dalej...
Przed każdymi wyborami obiecywane są przez kandydatów na posłów i partie różne chwytliwe rzeczy, które to oni spełnią gdy ich wybierzemy. Np. zlikwidują wszechobecną korupcję, rozprawią się z nepotyzmem (kolesiostwem), zlikwidują biurokrację, zajmą się podatkami, wybudują nowe mieszkania dla najbiedniejszych itp. itd. W chwili dojścia do władzy realizują oczywiście swój program. Likwidują starą korupcję nagłaśniając kilka takich spraw (oczywiście dotyczących ludzi poprzedniej władzy), o ich "osiągnięciach" na tym polu dowiemy się pewnie po kolejnych wyborach i zmianie rządzących, likwidują nepotyzm tzn usuwają ze stanowisk znajomków poprzedników (i znowu o tym jest głośno) a po cichu w ich miejsce stawiają swoich i to się wtedy nazywa "dobra zmiana". Biurokrację likwidują zwiększaniem urzędników i instytucji ale to nosi nazwę "likwidowania bezrobocia", nowe mieszkania? - no cóż może będą lecz czy dla najbiedniejszych tego nie byłbym taki pewien. W przyszłości może się okazać, że wszystko tak zdrożało i niestety czynsz trzeba podnieść. Poza tym jaka jest szansa utrzymania się "przy żłobie" a jak wiadomo z nie tak odległej historii, każda następna władza zmienia prawie wszystko co uczyniła poprzednia nie dlatego, że jest to złe ale dlatego, "że właśnie zrobili to poprzednicy". I tutaj dochodzimy do chwili obecnej (lipiec 2017). To co dzieje się w naszym Sejmie przypomina XVI-wieczne sejmiki szlachty polskiej. Każdy ma rację a zarazem każdy jej nie ma. Tam czasem do głosu dochodziły szable dzisiaj wyzwiska i obrażanie drugich. No cóż taki naród.
Ale tak naprawdę to czy była inna możliwość wyboru. Liczyły się głównie dwie największe partie. Jedna rządząca przez dwie kadencje nie spełniła oczekiwań wyborców więc w następnych wyborach wybrali tę drugą. Szybko jednak się okazało, że i ona nie jest tym czego społeczeństwo oczekiwało. Dochodzi do licznych protestów i manifestacji ulicznych ale obecnie rządzących to nie wzrusza. Oni spełniają obietnice wyborcze jakkolwiek by to nie wyglądało i głos ludzi ich nie interesuje. Ale czy można to było przewidzieć? Patrząc z dzisiejszej perspektywy chyba tak. Przecież rządzili już raz niecałą kadencję a ich błąd w ocenie ówczesnej sytuacji i rozpisanie ponownych wyborów, po których myśleli się umocnić spowodował zmianę rządzących. Czyli już wtedy po dwóch latach rządów społeczeństwo powiedziało "dość". I czy wyciągnęliśmy jakieś wnioski? Żadne. Ponownie wybraliśmy tych samych ludzi, daliśmy im władzę chociaż wiedzieliśmy jacy oni są i co potrafią. Chyba, że wyborcy myśleli, że się zmienili. Człowiek może zmienić zdanie ale nie charakter.
A jaką aktualnie mamy opcję wyboru? Z jednej strony stary, sfrustrowany dążący za wszelką cenę do władzy człowiek, wierzący w teorię spiskową o zamachu na swojego brata, otoczony ludźmi, którzy oczekują,że także zdobędą władzę prawie absolutną a z drugiej strony tzw opozycja bez swojego wybijającego się lidera, której jedynym do tej pory programem jest zniszczyć rządzących. A co dalej jak to się uda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz