niedziela, 10 września 2023

"Lepszy Zachód"

 Jeżeli ktoś uważa, że "na Zachodzie" wszystko jest lepsze i działa bez zarzutu np. służba zdrowia, banki, biura itp to przedstawię kolejny przykład z Anglii tej "lepszości".

Pandemia uświadomiła nam, że mając w domu internet i komputer możemy wszystko załatwić nie wychodząc z domu. I tak okazuje się, że wiele instytucji i jej pracowników jest zbędnych. Można zlikwidować szkoły tzn. budynki a lekcje prowadzić przez komputer. Zainwestowanie w komputery dla uczniów i ewentualny internet jest chyba tańsze niż utrzymywanie budynków. Przecież nauczyciel lekcje może prowadzić ze swojego domu. Niektóre urzędy również chyba są zbędne jeżeli większość spraw załatwia się komuterowo. I wydawałoby się, że jednak służba zdrowia "obroni" się przed tym trendem. Otóż nic bardziej mylnego. Przecież w pandemi leczyliśmy się przez komputer a lekarz widział nas na ekranie swojego laptopa. Podawaliśmy objawy i otrzymywaliśmy poradę czy receptę. Są jednak choroby wymagające osobitego i  bezpośredniego kontaktu z lekarzem a czasem wręcz natychmiastowego. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że słowa "szybko" czy "natychmiast" są różnie interpretowane przez innych ludzi. Przykład z Anglii.

Żona obudziła się z silnym bólem w okolicy serca. Tłumaczyliśmy to złą pozycją podczas snu, poczekaj powinno przejść. Gdy ból niewiele ustępował postanowiła zażyć środki przeciwbólowe. Trochę pomogło, ale postanowiła skontaktować się z lekarzem. Lecz zrealizowanie tego planu nie jest wcale takie proste. Przed pandemią szedłeś do ośrodka zdrowia, rejestrowałeś się do lekarza i czekałeś na przyjęcie. Teraz trochę się to zmieniło. Zarejestrować możesz się tylko przez komputer. No to działamy. Otwieramy stronę. Tam musimy opisać objawy, z którymi chcemy iść do lekarza. Po ich wypisaniu i otwiera się następna strona a na niej tekst, wypisany czerwonym drukiem, że przy takich objawach należy natychmiast skontaktować się z numerem 111 a nie z przychodnią. No to dzwonimy. Czekamy 5 minut, 10, 20 i po około 40 minutach ktoś odbiera telefon. Wypytuje o objawy, trwa to następne 15 minut i poleca zadzwonić do przychodni aby umówic się z lekarzem. Ona ich o naszym telefonie poinformuje (dlaczego sama nie ustali terminu - nie wiem). Dodzwonienie się jednak do przychodni to cud. Obojętnie kiedy dzwonisz zawsze jesteś piętnasty. Czy to będzie godzina rozpoczęcia ich pracy, podczas pracy czy tuż przed zamknięciem a nawet po zamknięciu - jestem piętnasty. Dodzwoniliśmy się po godzinie słuchania muzyki aby dowiedzieć się, że musimy zadzwonić pod numer 111 a nie do nich. Ale już tam dzwoniliśmy i ktoś miał dać im znać o tym fakcie. Do nich nikt nie dzwonił, oni z takimi objawami nie mogą nam umówić wizyty i mamy dzwonić pod 111. Koło się zamknęło.

Jest to chyba test NHS na sprawdzenie czy faktycznie masz chore serce. Jeżeli ciągle dzwonisz do nich, to z twoim sercem nie jest tak źle jak myślisz i możesz rejestrować się do lekarza zwykłym tokiem (ale nie można mówić, że boli cię serce). Gdy już uda się nam dodzwonić to wizyta wygląda mniej więcej tak. Lekarz oddzwania, my podajemy objawy on nam wypisuje leki, po które musimy przyjść do mieszczącej się w ośrodku apteki. A badania? Po co - przecież powiedzieliśmy co się nam dzieje, więc co ma zmienić spotkanie z lekarzem. Szkoda czasu, naszego i lekarza. Tak to można pracować. 

Wcześniej gdy czekało się w poczekalni, słuchać było co chwila dzwoniące telefony na recepcji. Panie odbierały, rejestrowały, udzielały informacji itp. Obecnie - cisza. Żaden telefon nie dzwoni, recepcjonistki siedzą (nie piją jednak kawy) a my dzwoniąc do przychodni usłyszymy "jesteś piętnasty w kolejce". To ten "lepszy Zachód".