środa, 20 lutego 2013

Moje harcerstwo

Siedzę sobie przy tytułowej kawie i koniaku i wracam wspomnieniami do lat 70-tych ubiegłego wieku kiedy to należałem do harcerstwa. Postanowiłem spisać to co jeszcze pamiętam z tamtego okresu - obozy, wycieczki, zbiórki i inne wydarzenia związane z harcerstwem. Organizacja ta nosiła nazwę Związku Harcerstwa Polskiego (ZHP) a jej początki sięgają roku 1918. Reaktywowana po wojnie siłą rzeczy musiała, chcąc w ogóle działać, podporządkować się ówczesnej władzy i o to niektórzy mają do tego związku do dzisiaj pretensje. Lecz dla nas w tym czasie nie ważne było komu podlega lecz co i jak robi. Ciekawe zbiórki, wycieczki, obozy, ogniska czy różne akcje były tym co nas interesowało i cieszyło i w czym chętnie braliśmy udział. Nikt nas nie musiał do niczego zmuszać jak to przeczytałem niedawno na jakimś harcerskim forum gdzie jeden z piszących zarzucał ZHP, że uczestnictwa w akcjach były obowiązkowe. Na pewno do władz Związku przyszło polecenie zorganizowania takiej czy innej ogólnokrajowej akcji i raczej odmowy być nie mogło jednakże przeprowadzone to było tak, że dla każdego uczestnika była to wielka frajda i przygoda a nie przymus. Nie chce tu wybielać poprzedniego ustroju lecz piszę o tym jak my, zwykła młodzież podchodziliśmy do tematu – harcerstwo. W tamtym czasie jak i chyba w chwili obecnej do ZHP mogli należeć wszyscy bez względu na wyznanie czy kolor skóry a drużyny były i są koedukacyjne. Nie wiem komu przeszkadzał taki stan lecz z początkiem lat 90-tych od ZHP oddzieliła się część drużyn tworząc organizację o nazwie Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej (ZHR). Moim zdaniem zrobiła to grupa ludzi, która stwierdziła, że w ZHP kariery raczej nie zrobi i postanowiła stworzyć nową organizację, którą może zarządzać. A łatwiej było rozbić coś co już istniało niż stworzyć od zera nowy byt bez żadnej tradycji. Do tego związku mogą należeć wyznawcy religii katolickiej, drużyny są osobno męskie a osobno żeńskie, trochę inaczej brzmi ich przyrzeczenie i wygląd munduru. My na obozie przy pożegnaniu dnia śpiewaliśmy piosenkę kończąc ją słowami "noc jest tuż", obecnie kończą ją słowami "bóg jest tuż" i nikt z nas się nie zastanawiał dlaczego tak to brzmi pomimo, że prawie każdy z nas chodził na religię (do kościoła a nie do szkoły) i przystąpił do Pierwszej Komunii.
Najgorsze co może się zdarzyć w działalności organizacji młodzieżowej to zarządzanie jej przez osoby dorosłe. Takie "Dorosłe dzieci" jak z piosenki zespołu Turbo. Bo z czasem taka młodzieńcza fantazja przechodzi w zimną kalkulację i politykę a wtedy zabija to wszelkie pozytywne myślenie. Nie myślimy o innych lecz o tym jak się utrzymać na danym stołku i mamy coraz  więcej głupich i bzdurnych pomysłów aby pokazać, że działamy i jesteśmy potrzebni. A piszę to nie baz powodu. Szukając w internecie materiałów dotyczących harcerstwa trafiłem m. in. na taką perełkę – "Regulamin palenia ogniska". Nie instrukcja lecz regulamin. U nas na obozach przy pierwszym ognisku przekazywano wszystkim jak powinno się je palić, jakie są związane z tym obrzędy itp. Nie potrzebny był żaden regulamin. Chyba, że obecnie, o czym nie wiem, aby przekazywać następcom jakąś tradycję potrzebny jest regulamin? I właśnie takie "dorosłe" działanie nie powinno mieć miejsca w tego typu organizacjach. Tylko najpotrzebniejsze konkretne sprawy związane z działalnością i koniec, bez zbędnej całej biurokracji. Tam głównym celem powinna być dobra zabawa, przeżywanie przygód, poznawanie natury i ludzi, słowem radość z dzieciństwa i wieku młodzieńczego a nie palenie ogniska z kartką w ręku i odfajkowywanie tego co już zrobiono.
Czuwaj!